Witam.
Pod koniec kwietnia upadłam na betonową podłogę na lewy policzek. Od razu pojechałam do szpitala, bo ból był ogromny i miałam wrażenie, że mam połamaną szczękę. Na szczęście rtg twarzoczaszki i pantomogram pokazały, że wszystko ok. Miałam ogromnego siniak pod okiem i opuchliznę, które stopniowo schodziły przez 3 tygodnie. Udałam się też do chirurga szczękowego, bo miałam wrażenie, że zęby po lewej stronie mają zamiar mi wypaść, gdyż dziąsło było bardzo obrzmiałe. Powiedział, że jest wszystko w porządku, że to bardzo ukrwione miejsce i takie uczucie może mijać nawet do pół roku. Zalecił łykanie wit B complex. Gdy po ok. 2 miesiącach uczucie mrowienia w policzku i nabrzmiałej wargi nie mijało, udałam się do lekarza rodzinnego. Chciałam wiedzieć czy coś z tym jeszcze można zrobić. Powiedział prawie to samo co chirurg szczękowy, tylko odnośnie twarzy. Żeby czekać, bo nerwy muszą się zregenerować itd. Dodam, że cały czas mogę ruszać twarzą i nie mam żadnych zaburzeń smakowych. To mrowienie nadal nie mijało, więc poszłam wreszcie do rehabilitanta. Zlecił lasery i pole magnetyczne, co powinno pomóc w regeneracji nerwów. Przepisał również amizepin. Ale jestem już po rehabilitacji i lek stosuję ok 3 tygodni i nadal nie widzę poprawy. Czy ktoś z Was miał podobny przypadek do mojego? Czy to mrowienie minie? Czy jest sens faszerować się tym lekiem, który i tak głównie przepisywany jest w nerwicach i padaczkach?
Będę wdzięczna z każdą odpowiedź.