Mam 37 lat. Z moim problemem borykam się od około 8 lat. Początkowo pojawił się lekki ból w okolicy lewego krętarza wielkiego. Nie był to ból ostry, przeszywający, rwący itp. ale raczej tępe pieczenie, palenie, lub odczucie nadmiernego chłodu. Prowadziłem wówczas bardzo siedzący tryb życia. Praca przy komputerze 8h. W domu dalej przy komputerze. Jedyne przerwy to czas na spanie, posiłki, dojazd do pracy, potrzeby fizjologiczne. Ból z początku pojawiał się tylko w długotrwałej pozycji siedzącej, z czasem stawał się coraz intensywniejszy. Stanie, leżenie, czy wszelka aktywność fizyczna przynosiły ulgę. Po kilku (kilkunastu) miesiącach ból przekroczył poziom akceptowalności. Zwiększyłem aktywność fizyczną. Spacery, nordic walking, ćwiczenia pilates, zwisy na drążku, czasami basen, raz seria masaży. Poprawa nastąpiła po wielu miesiącach zmagań. Nie pamietam dokładnie ile to trwało. Było to w okolicach 2010 roku. Ostatecznie udało się. Ból co prawda nie zniknął całkowicie, ale został zminimalizowany w około 90%. Wydaje mi się że wyraźny przełom nastąpił latem 2010, kiedy przez 3 miesiące pracowałem na budowie. Ja tam tylko chodziłem, ale dużo chodziłem. Z początku tej pracy lekkie dolegliwości odczuwałem, ale gdy ją skończyłem miałem wrażenie że jestem zupełnie zdrowy.
Przez kolejne lata sytuacja wydawała się być pod kontrolą. Starałem się cały czas utrzymywać minimalną aktywność fizyczną w postaci spacerów (naogół godzina dziennie). Sytuacja była na tyle dobra że wielokrotnie się zapominałem. Pod koniec roku 2016 zaobserwowałem powolny nawrót dolegliwości. Siedzenie przy komputerze tak uczciwie zajmowało mi średnio 8h dziennie, a czasem nawet więcej. Obecnie sytuacja znów wygląda poważnie. Siedzenie przy komputerze czasami jest nie do zniesienia. Choć w dalszym ciągu jest to średnio intensywne pieczenie to jednak na tyle przykre że nie da się w skupieniu pracować czy robić inne rzeczy. Ograniczyłem siedzenie, obecnie jest to maksymalnie 4h dziennie. Więcej leżę na plecach (też boli choć mniej). Zacząłem więcej ćwiczyć. Codziennie spacer, albo ćwiczenia pilates. 1-2 razy w tygodniu basen (godzina pływania żabką i na plecach). W trakcie ruchu jest znośnie, choć ból jest lekko odczuwalny. Boli także, choć mniej, w pozycji leżącej. Znaczną ulgę przynosi gorąca kąpiel. Śpię dobrze. Po obudzeniu ból jest bardzo słaby, a czasami nawet wogle nie boli. Jednakże szybko sie pojawia już przy wykonywaniu drobnych czynności. Z początku jest znośny, intensyfikuje się podczas siedzenia. Tabletki przeciwbólowe i przeciwzapalne (palgotal, xeforapid) nie pomagają.
Dokładna lokalizacja tego bólu to odcinek od krętarza wielkiego lewej nogi do stawu kolanowego, aczkolwiek staw nie boli. Jest to uczucie pieczenia na i tuż pod powierzchnią skóry. Odpowiada to bardzo dobrze lokalizacji pasma biodrowo-piszczelowego. Czasami pojawiają się też niezbyt intensywne przeszywające impulsy bólowe w tej okolicy (trwające około sekundy lub dwóch), a także mięśnia uda blisko nad kolanem po stronie przednio-wewnętrznej nogi (rzadko), a także delikatne mrowienie na zewnętrznej bocznej powierzchni łydki czy palców u stopy (rzadko).
Dotychczas byłem u lekarza rodzinnego (przepisał leki p-bólowe i p-zapalne, a potem zalecił fizykoterapię). Udałem się też do osteopaty. Opisane bóle są spowodowane (wg lekarza rodzinnego i osteopaty) uciskiem bądź podraźnieniem nerwów na odcinku L4-L5. Osteopata wykonał serię różnych testów. Stwierdził że ze statyką jest w porządku i wogle jest w porządku. Jego diagnoza to przodopochylenie miednicy. Zalecił ćwiczenia, deska, most, podnoszenie zgiętych nóg w pozycji leżącej itp. (wykonałem około 10 sesji tych ćwiczeń, w trakcie ćwiczeń jest ok, nie boli, ale ogólnie ból wraca dość szybko po sesji ćwiczeniowej, ogólnie poprawy brak, a nawet mam wrażenie że jest gorzej)
Jednak wytrwałe brnąłem w tym kierunku przez około miesiąc. Jednak poprawy nie było. Zrezygnowany wróciłem do nordic walking. Przez kolejne dwa miesiące chodzilem na kijach raz na dwa dni (przemarsz trwał całą godzinę). Efekty były różne, czasami nazajutrz po przemarszu było lepiej, a czasami odczuwałem dyskomfort. Jednak stan mojej psychiki był stabilny a ja byłem w stanie w miarę normalnie funkcjonować.
W międzyczasie doszło do optymistycznego epizodu. Choć sytuacja była dla mnie stresująca z innych powodów, musiałem rzucić dotychczasowy tryb życia i skupić się na wykonywaniu codziennych czynności typu pranie, sprzątanie, gotowanie, prasowanie, logistyka, przez co nie miałem czasu na ćwiczenia, ale też nie miałem czasu na bezruch. Okres ten trwał kilka dni i w pewnym momencie poczułem, że nic mnie nie boli! Gdy epizod się skończył, a ja w dobrym samopoczuciu zaryzykowałem i przystąpiłem do pracy przy komputerze, po dwóch godzinach ból wrócił i wszystko wróciło stanu poprzedniego.
Podkreślam że nie mam żadnych dolegliwości bólowych w obszarze kręgosłupa. Co prawda mam skoliozę odcinka piersiowego i miałem kiedyś w plecach silne bóle, ale z tym się uporałem w 100% kilka lat temu, dzięki ogólnie rozumianej aktywności ruchowej, ćwiczeniom pilates i kalanetics. Miewam też czasami ból z lewej strony szyi, który się potęguje przy skręcie szyi w lewą stronę oraz próbie odchylenia głowy także w lewą stronę. Ból przechodzi po kilku dniach. Napady tego typu bólu mam względnie rzadko, choć ostatnio częściej, przez leżący tryb życia, ale ćwiczenia pilates i kalanetics po kilku sesjach pięknie pomogły.
Po kilku kolejnych miesiącach, zfrustrowany brakiem istotnej poprawy udałem się do kolejnego fizjoterapeuty. Najpierw zaatakował pas biodrowo-piszczelowy (suche igłowanie, krioterapia i laseroterapia + terapia manualna). Pozytywnych efektów brak. Po trzeciej sesji uderzyliśmy w stronę stawu krzyżowo-biodrowego (po dwóch terapiach manualnych, bańkach chińskich, laserach i krioterapiach) efektu zupełnie brak. W sumie po 6 terapiach kombinowanych stwierdziliśmy że nie wiemy dokąd zmierzamy i z czym walczymy. Czekam obecnie na wizytę u neurologa.
A tym czasem, zaraz po serii tych zabiegów nastąpiło pogorszenie. Po kolejnej serii sprawdzonych ćwiczeń kallanetiks, które zawsze wielokrotnie w przeszłości mi pomagały, około 2h po treningu pojawiło się znów mocniejsze pieczenie, które już pozostało. Sen nie przyniósł takiej ulgi jak dotychczas bywało. Teraz pieczenie jest odczuwalne nawet podczas ruchu. Moja frustracja sięgnęla zenitu a ja po prostu się załamałem. Teraz już nie wiem co mam robić. Nie wierze, żebym źle robił ćwiczenia, gdyż po pierwsze niektóre z nich ocenił fizjoterapeuta i stwierdził ze robie wszystko wporządku, a poza tym przykładam wielką uwagę do prawidłowego wykonywania tych ćwiczeń. Nie mam nadwagi a moje ciało jest dość giętkie, co też potwierdzila kolejna, tym razem znajoma fizjoterapeutka, która powyginała mnie, pogniotła, potestowała i uczciwie stwierdziła (wkońcu znajoma) że nie wie co mi dolega.
Frustracja mnie wkońcu złamała. Nie wiem co robić, ból zdominował moje życie, doszło do tego czego się obawiałem, mam już problemy ze snem, za pewne z powodu stresu z tym związanego, ból nie jest aż tak silny abym nie mógł zasnąć.
Szukając znów informacji w necie dotarłem do czegoś co mnie zaniepokoiło. Cytuje wypowiedź jednego z lekarzy na jakimś internetowym poradniku:
Uszkodzenie wysokich korzeni lędźwiowych może także prowadzić do powstania bólu neuropatycznego objawiających się uczuciem palenia oraz pieczenia. Można włączyć niewielką dawkę karbamazepiny np. 200mg na noc.
Zacząłem więc czytać o bólu neuropatycznym i wkońcu dotarłem na opis dolegliwości, który dość dobrze odpowiada mojemu przypadkowi.
Wyczytane w necie:
"U wielu chorych ból neuropatyczny to stale odczuwane nieprzyjemne wrażenie o charakterze pieczenia, palenia, parzenia. "
"Powstawanie bólu neuropatycznego związane jest z uszkodzeniem, uciśnięciem lub patologicznymi zmianami w neuronach. Ale nawet gdy jego przyczyny miną, bywa, że pozostaje."
Przypuszczam, choć nie jestem lekarzem i nie próbuje sugerować diagnozy, że dotknął mnie właśnie ból neuropatyczny. Dlaczego tak uważam?
Siedzący tryb życia z dawnych lat bez wątpienia przyczynił się do pogorszenia stanu mojego kręgosłupa, być może mam jakieś przepukliny, wypukliny czy nawet zwyrodnienia. Dodam że większość czasu spędzałem w niewłaściwej pozycji siedzącej, tzn w pozycji jakby półleżącej, plecy oparte jedynie na wysokości łopatek, niżej kręgosłup wklęsły od strony brzucha, miednica nieco podwinięta do góry, znaczny kąt między udami a brzuchem. Za pewne taka pozycja siedząca mogła spowodować naciski na nerwy na odcinku S1-L4. Jednak na odcinku lędźwiowym nigdy nie odczuwałem żadnych dolegliwości bólowych. Czasami łapał mnie jedynie kilkudniowy ból w okolicy krzyża, utrudniający pełen wyprost. Te epizody bywały rzadko, a odkąd zmieniłem tryb życia na bardziej ruchowy te dolegliwości zupełnie zniknęły. Do dnia dzisiejszego w plecach zupełnie nic mnie nie boli. Fizjoterapeuci obmacując mój kręgosłup nie wykrywają żadnych spiętych mięśni. W mojej ocenie moje mięśnie grzbietu są dość zrelaksowane, rozciągnięte i mocne. Oceniam to po zdolności do noszenia ciężkich przedmiotów, a także po jakości wykonywania ćwiczenia "deska", które to ćwiczenie wykonuje poprawnie (ocenił naocznie fizjoterapeuta) a w tej pozycji potrafię wytrzymać około 40s. W aspekcie noszenia ciężkich przedmiotów to mogę przytoczyć dwa epizody z ostatniego roku. Dokładnie rok temu temu miałem okazję pomagać przy przeprowadzce. To był już ten czas kiedy odczuwałem zwiększone odczucie pieczenia przy siedzeniu w okolicy lewego biodra. Wiedziałem jednak, że taka praca fizyczna mi może tylko pomóc. Przeprowadzka trwała pełne 8 godzin. Nosiłem dużo ciężkich mebli w dość ciasnych korytarzach. W trakcie pracy nie odczuwałem absolutnie żadnych dolegliwości. Następnego dnia czułem się wręcz wyśmienicie, moje mięśnie były pozytywnie zmęczone, odczuwałem niewielkie zakwasy, ale przede wszystkim nie było piekącego bólu w nodze. Inny epizod związany jest z próbą przetransportowania dość ciężkiego przedmiotu. Był to mebel, który wnosiłem sam, a który swoim ciężarem mnie trochę przerósł. W pewnym momencie poczułem, że się przeciążyłem, ale mimo to poza odczuwanym ciśnieniem w kręgosłupie i mięśniach grzbietu nie pojawiły się żadne istotne dolegliwości bólowe ani w trakcie pracy, ani później, a miało to miejsce pół roku temu, czyli wtedy gdy pieczenie w nodze było już znaczne. Przypomniałem sobie jeszcze jeden epizod. Mniej więcej rok temu grałem z kolegą w kosza. Zupełnie bez przygotowania i rozgrzewki troche się pobiegało i poskakało przez około 15 min. Niedługo później odczuwałem pewne bóle w kręgosłupie, ale tylko w okolicy piersiowej (tam gdzie mam skolioze). Jednak przeszło szybko, na drugi dzień było już w porządku. W oparciu o te inne moje doświadczenia i spostrzeżenia wydaje mi się, że mój kręgosłup jest w przyzwoitej kondycji a mięśnia stabilizujące w jeszcze lepszej. Dorzucając do tego wiele miesięcy kolejnych ćwiczeń i aktywności ruchowych dziwi fakt, że piekący ból wciąż się utrzymuje, pomimo iż w trakcie ćwiczeń i ruchu zawsze ulega wygaszeniu. Zauważyłem także że pełne wygaszenie bólu następuje (a raczej następowało) po około 20-30 minutach jakiejkolwiek czynności ruchowej, przy czym im ruch jest bardziej intensywny, tym wygaszanie następuje szybciej.
Jak wiadomo uszkodzeń kręgosłupa nie da się cofnąć. Pomimo iż w odległej przeszłości udało mi sie zwalczyć i poprawić stan mięśni i ogólne samopoczucie, to kręgosłup pozostał z wadami, a uciskane nerwy wciąż pozostały uciskane. Przez kolejne lata i krótkie okresy zaniedbań kręgosłupa pewne nerwy wciąż były wystawiane na próbę. Być może teraz nerwy te zwariowały i pomimo wznowienia ćwiczeń i poprawy jakości mięśni, doszło w nich do jakiejś patologii.
Słyszałem już wiele diagnoz o ucisku na nerwach na odcinku L4-L5, L5-S1, o rwie kulszowej czy o stawie krzyżowo-biodrowym. Wiele też się naczytałem nie tylko w necie ale literaturze naukowej. Pytam więc;
- dlaczego ból nie jest napadowy, o charakterze ostrym, dlaczego nie mija po jakimś czasie (jak to na ogół bywa z tymi bólami kręgosłupowymi).
- dlaczego absolutnie nie bolą mnie nigdzie plecy
- dlaczego wszelki ruch, nawet ten wyczynowy i nie dobry dla kręgosłupa nie powoduje bólów, a wręcz przeciwnie, przynosi często ulgę
- dlaczego nie boli przy gwałtownych ruchach, przy kaszlu, przy wszystkich sztuczkach stosowanych przez fizjoterpeutów (skręcanie kręgosłupa, naciski na kręgosłup, cała masa różnych testów które mi robiono, a przy których czułem się wyśmienicie)
- dlaczego ból nie jest na tyle silny, aby utrudniać mi sen, a już przede wszystkim dlaczego rano, zaraz po przebudzeniu nie odczuwałem prawie żadnych dolegliwości bólowych (wyjątek stanowią ostatnie dni)
- dlaczego charakter bólu jest piekący, to nawet nie jest ból, to jest dyskomfort, nieprzyjemne uczucie pieczenia!
- dlaczego ból się utrzymuje pomimo iż zostosowałem wszystkie możliwe środki zapobiegawcze tzn: całkowita rezygnacja z siedzenia trwającego dlużej niż 30 min, dziennie siedzę łącznie nie więcej niż 2h, praca w bardzo wygodnej pozycji leżącej (maks 4h dziennie), codzienny ruch albo w formie spaceru, obowiązków domowych, ćwiczeń izometrycznych, pilates, kalanetics, nordic walking, zwisy na drążku.
Mam 188 cm wzrostu i ważę 86 kg więc chyba nie mam nadwagi (dzięki ćwiczeniom zrzuciłem 6 kg przez ostatnie pół roku). Nie palę, piję okazjonalnie. Nie mam żadnych stwierdzonych chorób wewnętrznych jak cukrzyca, nerwica, chorób sercowo-naczyniowych. Morfologia w porządku, ciśnienie prawie wzorcowe. Witamina d3, b12, żelazo, magnez wszystko w normie.
Zdrowy człowiek! a boli!
Proszę o jakąkolwiek rade i opinię, wskazanie konkretnego specjalisty lub poradni gdyż wydaje mi się że to wszystko nie idzie ku dobremu. Pomimo dbałości o prawie każdy aspekt mojego życia wciąż borykam się z tym z pozoru błahym problemem który sprawia że życie staje się przykre.