W sobotę w nocy odwieziono mojego dziadka do szpitala. Był przytomny ale jego świadomość odbiegała od normy. Miał szeroko otwarte oczy i brak kontaktu z otoczeniem. Od razu pomyślałem, że ponownie to udar. Podobne objawy miał blisko 5 lat temu podczas udaru krwotocznego. Po około 2 godzinach spędzonych w izbie przyjęć odzyskał świadomość i po kilku minutach mógł się normalnie poruszać i rozmawiać. Pomyślałem sobie, że wszystko się dobrze skończy. Lekarz zdecydował zostawić go na kilka dni w szpitalu i przeprowadzić szereg badań. Następnego dnia po przyjeździe w odwiedziny do szpitala przeżyłem wraz z rodziną szok. Nie dość, że dziadek miał bardzo ograniczoną świadomość, to dowiedzieliśmy się od jednego z pacjentów, że nad ranem po wizycie w toalecie spadł z łóżka i od tamtej pory miał objawy opisane wyżej. Trudno było mu przypomnieć sobie jak nazwać najprostsze słowa. Jego mowa była chaotyczna i niewyraźna. Następnego dnia nagle dowiedzieliśmy się, że dziadek ma padaczkę poudarową. Najpierw otrzymywał leki doustnie. Później gdy ataki były częstsze i czuł się coraz gorzej, a tabletki nie przynosiły poprawy zastosowano leczenie dożylne, które również nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Ataki padaczkowe trwały po kilkanaście sekund, średnio 5 razy w ciągu godziny . Dzisiaj zdecydowano się wprowadzić go w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarz powiedział, że jego stan jest ciężki i w stanie śpiączki pozostanie ok. 4 doby. Chciałbym się dowiedzieć, czy to możliwe, żeby 5 lat po udarze bez wcześniejszych sygnałów dziadek nagle dostał padaczkę w trakcie pobytu w szpitalu ? Poza tym myślałem, że padaczka nie jest chorobą śmiertelną. Może lekarze nie mówią do końca prawdy.