Witam wszysykich.
Postanowiłam opisac swoja historie, chyba dlatego ze najbardziej teraz potrzebuję jakis pozytywow.
Od czasu kiedy byłam dzieckiem miałam bardzo krotkie delikatne niezauwazalne dla wiekszosci otoczenia utraty świadomości. W niczym ni to nie przeszkadzało do momentu kiedy nie chciałam zrobic prawa jazdy. Wtedy z ostrożnosci postanowiłam sprawdzic co to jest i usłyszałam diagnozę epilepsja. Brałam leki robiłam badania eeg wykazało drobne zmiany.
Wspólnie z lekarzem postanowilismy zakończyć leczenie, chcialam zostać mama odstawiłam leki. To było 15 lat temu, przez ten czas traciłam świadomość ale bylo to tak samo delikatne i krotkotrwałe ze po urodzeniu dzieci do leczenia nie wrociłam.
No i stało sie, dwa tygodnie temu dostałam pierwszego ataku z drgawkami i utrata przytomnosci do szpitala zabrała mnie karetka. W szpitalu był drugi.
Zawaliło mi sie wszysyko i nie moge soe pozbierac. Boje sie ze zdarzy sie do jeszcze raz i jeszcze. Tlumacze sobie ze moze to przemeczenie, grypa, leki przeciwprzeziebieniowe w końskiej dawce, miesiaczka i soedzenie do poźna dzien przed. Tłumacze sobie ze teraz mam leki i będą działać (depakine chrono). Chciałabym wierzyc w to ze to byl jednorazowy incydent i zyc normalnie bez strachu przed wyjsciem z domu pojechaniem do pracy itd.
Jak sobie radzicie z psychiczna strona tej choroby? Niepewnoscia i nieprzewidywalnoscia co sie wydarzy?