Witajcie.
Mój synek własnie skończył 3 latka. Jest wcześniakiem, ale rozwija się prawidłowo i jest zdrowym, wesołym chłopcem.
Jakiś miesiąc temu w przedszkolu miał dziwny atak. Jego ciało całe zesztywniało, oczy miał wpatrzone w niebo, nie reagował na zaczepki dzieci, ani pań. Przewrócił się na plecy jak kłoda drewna i dalej był taki sztywny. To trwało krótko. Potem był bardzo zmęczony. Po tygodniu znowu się to powtórzyło, więc pojechalismy do szpitala dziecięcego. Wykonane na drugi dzień EEG nic nie wykazało. Dostaliśmy receptę na Diazepam i to wszystko. Dziś w przedszkolu znowu powtórka. Wychowawczyni twierdzi, że mój synek od rana miał sine usta, więc ustalono, że będą go dziś bacznie obserwować. Bawił się normalnie i jadł. Dopiero na podwórku ok godz. 14 nagle zesztywniał, oczy mu się wywróciły, zsiniał. Zadzwoniły po mnie i po paru minutach juz tam byłam. Synek był otępiały, blady, taki "zakręcony" jakby nie wiedział co sie dzieje. Panie twierdzą, że to był kolejny krótki atak, więc nie podały mu Diazepamu, bo mogą go dac dopiero po 3 minutach, a ten atak był krótszy.
Przyjechałam do domu i właściwie mój synek bawi się normalnie.
Nie wiem co mam myśleć, ani robić.
Czy wg waszego doświadczenia możecie mi powiedziec, czy to rzeczywiscie są napady padaczkowe?
Czy takie sine usta mogą stanowić zwiastun zbliżającego się ataku?
Będę wdzięczna za wszelkie sugestie.