Witam.
Mój dziadek (lat 89, niewydolnosc nerek, przerost prostaty, arytmia, przebyty rozlegly zawal w latach 90, ewakuacja krwiaka w roku 2020) od czerwca zaczął mieć problemy z mową. Postępowały z dnia na dzień, po okolo 2 tygodniach nie można było go zrozumieć, szukał słów, nazywał rzeczy innymi nazwami albo wcale. Po kilku tygodniach doszly problemy z czytaniem. Ogólnie problemy nasilały się praktycznie z dnia na dzień. w eeg, tk nic nie wyszło. natomiast rezonans(bez kontrastu ze wzgledu na nerki) dał wynik guz płata skroniowego lewego płata mózgu 27x37x32 mm z prawdopodobnie przebytym krwawieniem do guza i palczastym obrzękiem otaczającej tkanki mózgowej.
Dziś dowiedziałam się, na podstawie tych badań i opisu, że stan jest bardzo powazny a rokowania bardzo złe - czego nie widać po podejsciu specjalistów, ktorzy od 4 miesięcy odsyłają go od jednego do drugiego lekarza.
Miesiąc temu nie wytrzymałam i zawiozłam go na sor, gdzie przez 5 godzin szukano mu "pierwotnych ognisk raka", nic nie znaleziono. Wynik rezonansu miałam ze sobą, nadal żadnej konkretnej odpowiedzi.
Nie wiem co mam robić, nie wiem co to znaczy "rokowania bardzo złe", nie wiem czy dać mu spokój i go nie "ciągać" po lekarzach, czy jeszcze ma szansę, on już nie ma siły walczyć. W ciągu ostatnich 2 tygodni prawie przestał chodzić.
Jedyne leki jakie otrzymał to dexametazon.
Gubię się w tym wszystkim, nie wspominając o dziadku który życia lekkiego nie miał i zaburzenia depresyjne w ciągu tych miesięcy postąpiły ogromnie. Otrzymuję jakieś strzępki informacji, jedyna instytucja która udzieliła konkretnej odpowiedzi to porada onkologa przez internet, zupelnie rozniaca sie od tego co powiedział onkolog przy wizycie we wlasnej osobie, czyli w sumie nic, trzeba do neurochirurga.
A neurochirurg wyslal do onkologa.
I tak w kóleczko.
Jeśli ktoś miał stycznosć z podobna sytuacją to zapraszam do wypowiedzi, pocieszenia nie potrzebuję, wiem ze jest źle, chcę wiedzieć na ile jest źle, specjaliści wprost nie bardzo chcą mówić.