Witam, chciałabym przedstawić historie choroby mojego męża z tym rodzajem raka. Pisze to aby każdy którego dosięgnie ta tragedia mógł przeczytać historie mojego męża abyście Państwo wiedzieli jak zachowywać, żyć i pomóc osobie chorej i jak samemu sobie pomóc bo czasu jest bardzo mało. Postaram się opisać cała tą tragedie bardzo szczegółowo jak tylko potrafię.
Z początkiem roku 2015 mój maż który całe życie był bardzo aktywne i prorodzinny, zaczął się dziwnie zachowywać , objawy podobne do depresji, potrzebował dużo snu, nie interesował się życiem rodzinnym a z dnia na dzień stawał się coraz bardziej otępiały i słabszy. Nie wiedziałam co się dzieje z moim mężem, zaczęliśmy od podstawowych badań morfologicznych, które wyszły bardzo dobre , jedynie lekka cukrzyca II typu. Dnia 23 lutego mąż miał zrobiony TG głowy gdzie po raz pierwszy usłyszałam diagnozę choć nie potwierdzoną "wolno rosnący glejak mózgu". Parę dni później, 5 marca 2015 zrobiono MR głowy i potwierdzili że jest to glejak mózgu wielopostaciowy IV stopnia umiejscowiony na przednich częściach płatów czołowych. 9 marca dr Kasprzak zoperował męża , jednak okazało się że guz jest nieoperacyjny , zrobiono tylko biopsje. Mąż po operacji przez pierwszą dobie był w śpiące farmakologicznej, po wybudzeniu mąż nie był kontaktowy zachowywał się jak dorosłe dziecko. Po 9 dniach hospitalizacji na neurochirurgi został wypisany do domu ze skierowaniem na odział onkologiczny na radioterapie do Poznania. Po tygodniu trafiliśmy na onkologie z pamięcią męża i poruszaniem się była coraz gorzej, zdarzało się mimowolne oddawanie moczu i omglenia z objawami padaczki. Mąż otrzymał 15 serii lamp o maksymalnej sile. Maż jeszcze się poruszał sam choć wolno i było to dla niego wyczerpujące, jednak miał zanik pamięci krótkiej. Po miesiącu wróciliśmy do domu, mąż chodził ale tylko krótkie trasy (około 7 m) przy balkoniku, a dalsze spacery jedynie na wózku inwalidzkim. I tak miną kolejny miesiąc w oczekiwaniu na MR kontrolne po radioterapii, aby zobaczyć efekt leczenia. Po badaniu okazało się że guz pierwotny został powstrzymany ale niestety zdążył porobić odnogi i były już trzy kolejne guzy. Mąż robił się coraz bardziej nerwowy i słabszy, przestał chodzić i zaczęły się trząś ręce i nogi przy najmniejszym wysiłku. Lekarze w tym czasie postanowili skierować męża na chemioterapię. Niestety w noc kiedy rankiem mieliśmy jechać na chemie mąż pierwszy raz dostał napadu padaczki ze strata przytomności, gdzie atak utrzymywał się około 35 min. Wezwane pogotowie zabrało męża na odział neurochirurgi,gdzie przebywaliśmy siedem dni, podczas pobytu pojawiały się ataki. Mąż już nie chodził, nie wstawał z łóżka, mało mówił i nie kontaktował. Już wtedy lekarze mówili ze z dnia na dzień będzie coraz gorzej i że potrzebuje stałej opieki. Proponowali hospicjum, ale ja się nie zgodziłam.W piątek mąż został karetką przetransportowany do domu a w poniedziałek na wieczór pojawił się kolejny silny atak padaczki (utrzymujący się około 45 min.) gdzie mąż już nigdy nie odzyskał 100% świadomości i przytomności. Po trzech dniach hospitalizacji , maż został przewieziony do hospicjum. Gdzie spędziliśmy ostatnie 6 tygodni wspólnych. Mąż z dnia na dzień zapadał w coraz większą śpiączkę, nie poznawał mnie i córek, przestawał mówić a ostatnie trzy doby przed śmiercią wpadł w silny stan agonii. Przed ostatnie trzy doby życia męża nie pobierał płynów ani pokarmu. W czasie agonii dochodził do kolejnych uszkodzeń mózgu ( pojawiło się trzęsienie podbródka, pojękiwania oraz gorączka mózgowa) . Po 72 godz agonii maż odszedł . Cała walka trwała od 23 lutego 2015. do 27 lipca 2015.
Drodzy Państwo kiedy 5 marca neurochirurg wezwał mnie do gabinetu i powiedział mi wprost że mam tylko 5 miesięcy wspólnego życia ze mężem pomyślałam że to nie możliwe, nie uwierzyłam mu i kazałam nie wierzyć swoim córką w to co powiedział lekarz. Dziś wiem że jeśli ktoś z Państwa lub bliska Wam osoba zostanie dotknięta tą chorobą to nie szukajcie ratunku bo go nie ma. Spędźcie ostatni czas jaki jest Wam dany w najpiękniejszy sposób jak potraficie. Z tym rakiem nie ma szans walki. Glejak mózgu wielopostaciowy to wyrak śmierci rozciągnięty w czasie, bardzo krótkim.Gdyby ktoś z Państwa chciał uzyskać więcej informacji o przebiegu choroby lub jak pomóc choremu i jak się zachowywać w jego towarzystwie, chętnie pomogę i odpowiem na każde pytanie. Proszę o kontakt drogą e-mail: martuchna705@wp.pl