Witam!

chcialbym prosić szanowne tutaj grono forumowiczów o jakąś poradę, bo szczerze nie wiem co już robić. ale zacznijmy od początku.

wszystko zaczęło się w zeszłym roku w okolicach listopada. przeziębienie, mocniejsze kichnięcie i coś mi "strzeliło" w uchu. miałem stałe uczucie zatkanego ucha, a przy gwaltowniejszych ruchach głową, dosyć ostre zawroty. wizyta u laryngologa, wyslali mnie do szpitala, leczenie soluxem, jakies piguly i sie poprawilo. do czasu....

niedawno znowu wystąpiły te same objawy, zatkane prawe ucho, ucisk w tym uchu, z tym ze zawroty staly się trwalsze - w sensie przy mocniejszym poruszeniu glową mam wirujace otoczenie, a normalnie czuje się jak po lampce wina... nie wywracam się, czy coś w tym stylu, ale mam ciągle takie cholernie niemiłe poczucie braku stabilności.

oprócz tego pojawił się szum (a dokładniej dosyć wysoki pisk) w obu uszach, z naciskiem na prawe. generalnei w ciągu dnia tego nei zauważam, ale gdy kładę sie spać, jest cisza, to jest to dosyć denerwujące.

no wiec znowu wybralem sie do laryngologa, ten mnie znow poslal do szpitala, zrobili dodatkowy zestaw badań: dopplera szyi, Tomografie głowy, okuliste. wszystko wychodzi ze mam w normie. leczyli mnie polfilinem i chloropernazinem. tym razem poprawy neistety zadnej. lekarz przepisal mi Betaserc i kazał odwiedzić neurologa. ten mnie z miejsca zbył ze jak szum w uszach, to do laryngologa mam isc i taka gadka.... dopiero po usilnej prosbie leczenia, wyslal mnie na MRI głowy - termin 1 grudnia....

ogolnie od wyjscia z tego szpitala jestem strasznie ospały (choć staram sie sypiać max po 8 godzin), mam problemy z koncentracją, nie potrafie zapamiętać prostych szczegółów, nie wiem jaki dzień tygodnia mamy i jestem ciągle zmęczony... przeraża mnie to dość troche. nigdy nie mialem problemow z radzeniem sobie ze stresem itd, ale teraz naprawde czuje się fatalnie i jedyne co mi poprawia jako tako nastroj to gdy jestem z dziewczyną. rece mi się czesto trzęsą, miewam kłucia w klatce piersiowej, no i od tego ucha i ucisku glowa mnie boli. ciśnienie zazwyczaj mam niskie (110/60), a wystarczy odrobina wysilku fizycznego (szybszy spacer) i puls skacze do 120. a zawroty dalej nie ustają.

nigdy nie prowadziłem specjalnie zdrowego trybu zycia i wydaje mi sie ze sie zaczyna to mscic...

i generalnie prosiłbym o jakieś rady co moglbym zrobić, aby było lepiej - zaczalem cwiczyc, staram sie regularnie odzywiac, zrezygnowac z junkfoodow itd, ale nic nie pomaga....