moja ciocia ma 37 lat. kilka lat temu widziałam u niej w pokoju dużo pudełek leków, po sprawdzeniu w necie okazało się, ze to są leki przeciwpadaczkowe. wiedzieliśmy, ze prawdopobnie na cos choruje-(sytuacja gdy wolała iść sama do apteki). przed swietami o północy, dostała dziwnych drgawek, nie trzesla się mega bardzo, miala otwarte oczy, dziwnie wykrzywiona rękę, zero kontaktu, trwało to ponad 30 min, ssikala się, przyjechała karetka, następnego dnia wujek ja przywiózł. powiedziała po czasie, ze odwiedziła wielu lekarzy i wszystko okej. przyczyna było to, ze kochała się z mężem a następnie kąpiel w gorącej wodzie, do tego nerwica na która chorowala latem. wszystko wróciło do normy
przedwczoraj znow to samo, drgawki, zero kontaktu, próbowała się wyrywac podczas podania leku, dostała relanium, uspokoila się, ale usnęła... znów karetka, powrót rankiem. stwierdziła, ze ma torbiel, guza (?) w zatokach, on uciska na mózg i te drgawki, leczenie u laryngologa i zabieg usunięcia tego torbiela. mam wrażenie ze to kłamstwo, ze to padaczka, rozumiem ze to wstydliwy temat, widziałam te ataki i wyglądało to jak wyglądało, ratownicy stwierdzili ze to może być to. nie wiem czy zasugerować ze wiem prawde czy jednak to nie padaczka. nie wiem co w tej sytuacji, świadomość ze oni tak klamia żeby tylko nie wyszlo na jaw mnie bardziej jeszcze dobija, oczywiście zakładając ze to epilepsja. proszę o pomoc, jak rozgryzc te sytuacje :)