Witam. Jakoś od pół roku wiem że jestem chora, już 3 razy miałam zmieniane leki i po każdych coś mi jest. Brałam DEPAKINE ale po nich nie było ze mną kontaktu. Ciągle byłam "zwieszona", nie mogłam spać, mówić, chodzić do toalety. Po wzięciu tabletki czułam że dostanę ataku ale nauczyłam się nad tym panować, ponieważ od małego mdleje i wiem jak zająć myśli żeby to się nie stało. Jakieś 7-8 miesięcy temu miałam wypadek samochodowy i w sumie po wypadku zaczęłam częściej mdleć a za każdym razem gdy tracę przytomność to mam atak tak silny że 3 osoby nie mogę mnie utrzymać. Obecnie biorę LAMOTRIX i fakt, rzadziej czuje że będę mieć atak ale to "rzadziej" ograniczyło się do 3-4 dni w tygodniu. Ciągle drętwieją mi ręce, mam dziwny ucisk w głowie, chcę mi się wymiotować i mam
zawroty głowy, często mam problemy z oddychaniem, "zawieszam" się, chodzę zamyślona albo jestem tak spokojna że wszystko "mam gdzieś" , na wiele sytuacji reaguje bardzo emocjonalnie. Wszystko źle na mnie działa: stres pogoda.Dodam że za kilka miesięcy mam mature, mam wiele problemów w domu. Uczę się (od 6 do 15 jestem w szkole) a wieczorami pracuję fizycznie po 6-7 godzin a w weekendy nawet do 12, choć nie wolno mi wgl pracować i się przemęczać, ponieważ po wypadku miałam coś z kręgami. Nie mogę dźwigać, nawet niosąc torbę z zakupami czy z książkami czuje ogień w plecach tak jakby ktoś mnie podpalał. Fakt, że leki nie są bardzo drogie (jak na razie),ale myśle że leki mi nie pomagają. Niedługo mam kolejną wizytę u neurologa. Chciałam się dowiedzieć czy mogę starać się o jakąś pomoc pieniężną z gminy, zusu czy cokolwiek. Jak wcześniej pisałam mam potężne problemy w domu i naprawdę każdy grosz się przyda. Czytałam, że chorym na padaczkę nie przyznają renty,a do bezrobotnego nie mogę się zgłosić bo jestem niezdolna do jakiejkolwiek pracy. Teraz pracuję na czarno. Bałam się powiedzieć szefowi ale wiedziałam że w każdej chwili mogę mieć atak. Dziwne było dla mnie to że mnie nie zwolnił a nawet doradza mi w wielu sprawach i gdy tylko znajduje coś za co mogłabym dorobić od razu mi o tym mówi. Po wypadku dostałam z odszkodowania ze szkoły trochę pieniędzy i w liście napisali mi że po wypadku mam stały uszczerbek na zdrowiu. Lekarz powiedział mi, że będę leczyć się do końca życia. Więc już nie wiem czy jest jakiś sens starać się o pieniądze skoro renty nie chcą przyznawać chorym na padaczkę. Nie chodzi o to żeby wyłudzać jakąś kase bo chcę pracować ale czuję, że długo nie dam rady, skoro po dźwignięciu kilku kilogramów nie mogę nic normalnie zrobić, a po każdym przemęczeniu się jest mi słabo. Ucząc sie a potem pracują, długo już nie dam rady. Nie chcę żeby ktokolwiek się nade mną litował. Pisze to żeby opisać moją sytuację i dowiedzieć się co mogę zrobić, aby uzyskać pomoc od państwa. Przez problemy w domu chcę się jak najszybciej wyprowadzić i dlatego potrzebuję pieniędzy. Pedagog szkolny zna moją sytuacje i doradził mi abym zgłosiła się do sądu po alimenty od rodziców, ale mimo wszystko są moimi rodzicami i nie mam sumienia tego zrobić, a zresztą wiem, że oni sami mają ciężką sytuację, dlatego pomyślałam że państwo może mi jakoś pomóc. Czytałam wiele o tym na forach, ale nigdzie nie znalazłam kogoś kto miałby podobną sytuację. Gdyby nie problemy z kręgosłupem pracowałabym normalnie i nawet o tym bym nie pomyślała, żeby prosić kogokolwiek o pieniądze ale skoro jestem nie zdatna do pracy nikt nie da mi normalnej umowy o pracę a na czarno całe życie pracować nie mogę. To co teraz sobie zarobię to starcza mi na codzienne wydatki lub jakieś rzeczy typu ciuchy buty. żeby coś wynająć (nawet pokój) musiałabym pracować ze dwa miesiące, żeby zarobić na wynajem, a co dopiero mieć pieniądze na jedzenie i opłaty. Proszę o jakieś odpowiedzi. Pozdrawiam.